PROFESOR KRZYSZTOF BIELECKI ŚMIERDZI KOMUNĄ!
Profesor Bielecki Krzysztof – wybitna postać zbrodniczej komuny. Znanej już tylko starym Polakom z poddania sowieckiej okupacji Polski i zgody na oderwanie połowy terytorium. Zawodowych morderców i ze zdegenerowanych etycznie i moralnie głównie PZPR-owskich degeneratów. Część z nich – zwykłych szeregowych członków partii, nieboszczki chcących mieć spokój i trochę lepsze życie od niepartyjnej części można nawet usprawiedliwić. Ich jedynym sensem życia było bowiem nażreć się, wyspać, podymać i wysrać się, zaliczając regulaminowe obecności na propagandowych akademiach, wyborach czy marszach z okazji komunistycznych świąt. Byli wśród nich także ideowcy. Prawdziwi kretyni i debile wierzący w Lenina, Stalina czy Bieruta. Razem wzięte w ideologię i jej strukturalną egzemplifikację, czyli PZPR i jej przybudówki jak np. ORMO, złożone ze starych, zwiędłych na ciele i umyśle komunistycznych chujów i kurwy płci lub bez niej. Dwulicowe tajne lub jawne. Razem w szczycie lat 70-tych było tego gówna z młodzieżówkami ok. 5 milionów, więc nie ma co się dziwić, że i obecnie to szambo jest dość powszechne .Zwące się lewactwem.
Egzekutywa, czyli pierwsi sekretarze dużych zakładów pracy, powiatowych i wojewódzkich struktur PZPR. No i w tym szambie wyjątkowo wpływowe i cenione szumowiny, czyli I sekretarze PZPR na wyższych uczelniach, czy instytucjach naukowych. Był to bowiem trzeci główny człon tego PZPR-owskiego zbrodniczego elementu, składającego się jak to głoszono z robotników, chłopów i nie dorżniętej inteligencji pracującej.
Obecny profesorek, a ówczesny docencik Bielecki vel Wallach, wkrótce habilitowany, także za komuny właśnie do tego się zaliczał. Inteligencji w PZPR było mało, bo mało kto nawet za przywileje chciał się świnić, więc ci wykształceni i światowi, którzy dla karier dawali dupy, byli bardzo wpływowi. To oni będąc I sekretarzami w zakładach pracy, czy jak w przypadku towarzysza docenta Bieleckiego Krzysztofa, jako I Sekretarza Akademii Medycznej w Warszawie, decydowali o obsadzie stanowisk od kierowniczych do dyrektorskich. Oczywiście musowo, zgodnie z linią ideologiczną zbrodniczej PZPR, którą tworzyli. To właśnie tacy komunistyczni degeneraci etyczno-moralni partii, która decydowała o wszystkim będąc przez nią – jak to się wówczas mówiło – postawieni na straży przestrzegania zasad marksizmu-leninizmu oraz wytycznych kolejnych zjazdów, podejmowali najważniejsze decyzje personalne.
Mało tego – będąc członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR miał dostęp do władz najwyższych w tym w typowaniu do nominacji na kolejne naukowe stopnie – w tym swoje własne. System był tak scentralizowany, że bez wsparcia partii nikt nie mógł awansować w żadnej dziedzinie życia. Partyjne dyrektywy zakazywały także werbowania z jej szeregów Tajnych Współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Nawet szeregowych członków, a co dopiero takich jak Towarzysz docent Krzysztof Bielecki vel Wallach, będący w kaście bezpośredniego zaplecza wąskiego grona Komitetu Centralnego (KC, ok. 200 towarzyszy) i jego Biura Politycznego (ok. kilknastu towarzyszy) PZPR. Tak na sowiecki wzór. Można rzec, że kasta, w której utknął tow. Bielecki była najważniejszą ze wszystkich, będącą podporą i mającą oko nad wszystkimi zakładami pracy.
Tłumaczyli się, że mają bezpośrednie polecenia z KW PZPR z pionu nadzorującego rzemiosło. Przykłady można mnożyć, tak bowiem działał system i ludzie, którzy mu służyli. I jak trzeba było, to wsadzali do więzienia lub skrycie mordowali. I sekretarz Krzysztof Bielecki, członek KW PZPR, solidnie zapracował sobie na pogardę niektórych ludzi. Gdyby nie okrągłostołowa zdrada, to parę miesięcy później mógł zawisnąć zgodnie ze znanym wówczas sloganem „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Niestety, ale całe to komunistyczne szambo przy braku dekomunizacji i lustracji wlało się do życia publicznego III RP i to często jako… autorytety! Mam prawo tym wszystkim być szczerze wkurwiony, że mając sądownie udokumentowaną walkę o niepodległy byt państwa polskiego, status pokrzywdzonego nadany przez IPN, będąc internowany w stanie wojennym, posłem I kadencji Sejmu RP czy dwukrotnym kandydatem na urząd prezydenta, zostałem zmuszony oszczerstwami czy pomówieniami Bieleckiego do walki z nim na drodze sądowej o swoje dobre imię. Dlatego też ujawniam jego prawdziwe oblicze i to na podstawie wypełnionych wyłącznie przez niego druków paszportowych, które jako dziennikarz legalnie otrzymałem z IPN z prawem publikacji. Tenże stetryczały komuch w 2015 roku startował na senatora z listy PiS. Zapewne ukrył swoją komunistyczną przeszłość! Swoim koszernym nosem obwąchuje Radio Maryja i Telewizję Republika, w nadziei wsparcia w najbliższych wyborach. Dopilnuję, aby mógł co najwyżej startować na klozetowego na dworcu południowym.w Warszawie. Ciekawostką jest, że trzykrotnie żonaty z… pielęgniarkami, ale nie mając potwierdzenia w seksualnych preferencjach – zostawię to na później. Sam słyszałem, że ma opinię obrabiacza dupy ludziom, z którymi się przyjaźni. Ot taki komunistyczno-talmudyczny relatywizm moralny. W sam raz do programu Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”.
Leszek Bubel
PS.
Dodatkowym, odkrytym w IPN smaczkiem jest żydowskie pochodzenie Bieleckiego. Jego matka nosiła nazwisko WALLACH. Lekko spolszczone to Wałach, jak były ludowy komisarz Spraw Zagranicznych ZSRR Borys Litwinow vel Wałłach oraz Stanisław Wałach – stalinowski zbrodniarz. Były szef Sztabu Generalnego Tadeusz Wilecki zmienił w połowie lat 60-tych nazwisko z Wałacha na Wilecki, co także jest udokumentowane w IPN. Z Elżbietą Jaworowicz, która nie przez przypadek skończyła hebraistykę, łącza więc prof. Bieleckiego więzi krwi. Ale o tym już osobno, bo to również arcyciekawe.