Jaworowicz przeprasza za reportaż „Sprawy dla reportera” z 2009 roku o wypadku w fabryce czekolady

Na zakończenie odcinka „Sprawy dla reportera” wyemitowano przeprosiny autorki programu Elżbiety Jaworowicz pod adresem właściciela zakładu produkującego czekoladę w Sierpcu za trzy reportaże, wyemitowane w latach 2009-2010. To efekt wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, nakazującego przeproszenie przedsiębiorcy.

We wrześniu 2009 roku redakcja „Sprawy dla reportera” TVP1 zajęła się sprawą Krzysztofa Staniszewskiego, ówczesnego pracownika Zakładu Produkcji Czekolady i Artykułów Cukierniczych Wiepol w Sierpcu, który uległ wypadkowi na terenie zakładu pracy.

Mężczyzna obsługiwał jedną z maszyn i w wyniku wypadku stracił prawą rękę. W reportażu udowadniał, że pracodawca i właściciel firmy Ireneusz Wielimborek nie udzielił mu w odpowiedni sposób pomocy. Jego bliscy przekonywali przed kamerą, że mężczyzna w ogóle nie powinien obsługiwać sprzętu, bo był zatrudniony jako pomocnik młynarza, zaś sprzęt nie był zabezpieczony.

– Pół godziny byłem wkręcony w maszynę. Ja prosiłem o karetkę pogotowia to mój pracodawca dzwonił po mechaników, żeby przyjeżdżali i rozkręcali maszynę – opowiadał poszkodowany. – Rozkręcać tę maszynę zamiast karetkę wezwać? Pół godziny tak wisiałeś? – dopytywała oburzona Elżbieta Jaworowicz. – Ten wypadek nie miałby miejsca gdyby były odpowiednie zabezpieczenia – tłumaczyła jedna z występujących w materiale osób, wskazując, że sprzęt nie posiadał odpowiednich osłon.
Reportaż został wyemitowany 10 września 2009 roku. Potem do tematu wrócono w „Sprawie dla reportera” jeszcze dwukrotnie – w styczniu i październiku 2010 roku. Ireneusz Wielimborek skierował sprawę do sądu i pozwał Elżbietę Jaworowicz o ochronę dóbr osobistych. – Mam prawomocny wyrok sądu. Sąd uznał, że osłony były prawidłowe, szkolenia też – mówił opisywany przedsiębiorca „Dziennikowi Łódzkiemu”.
– Przyjechała pani Jaworowicz, nagrała wypowiedzi jego, jego rodziny, narzeczonej. Przed godz. 15 przyjechała do zakładu. Byłem 50 km od Sierpca. Przez telefon krzyczała do mnie, że na pewno jestem na miejscu, tylko udaję, że mnie nie ma. Prosiłem, żeby zaczekała, a ona nie miała czasu. A przecież mogła umówić się. W programie zmieszano mnie z błotem. Wyszedłem na potwora – mówił w 2010 roku dla „Dziennika Łódzkiego” Wielimborek.
W sprawie zapadł wyrok przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Elżbieta Jaworowicz przeprosiła w czwartek 31 sierpnia właściciela Wiapolu za naruszenie dóbr osobistych w wyemitowanych materiałach. Na zakończenie odcinka „Sprawy dla reportera” na przesuwającym się szybko pasku wyemitowano przeprosiny:

Realizując wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, Elżbieta Jaworowicz, autorka programu „Sprawa dla reportera”, przeprasza Ireneusza Wielimborka, przedsiębiorcę prowadzącego działalność gospodarczą pod nazwą Zakład Produkcji Czekolady i Artykułów Cukierniczych „Wiepol” Zakład Pracy Chronionej z siedzibą w Sierpcu, za bezprawne naruszenie jego dóbr osobistych w postaci czci i dobrego imienia w wyemitowanych w dniach 10 września 2009 roku, 7 stycznia 2010 roku, 7 października 2019 roku w materiałach dotyczących wypadku, do którego doszło na terenie przedsiębiorstwa Zakład Produkcji Czekolady i Artykułów Cukierniczych „Wiepol” Zakład Pracy Chronionej z siedzibą w Sierpcu dnia 15 listopada 2008 roku, skutkującego uszkodzeniem ciała pracownika Krzysztofa Staniszewskiego, poprzez nieprawdziwe zaprezentowane postawy Ireneusza Wielimborka jako pracodawcy i jego postawy podczas udzielania pomocy poszkodowanemu Krzysztofowi Staniszewskiemu – podano na pasku.

„Sprawa dla reportera” to autorski program interwencyjny Elżbiety Jaworowicz, emitowany w każdy czwartek na antenie TVP1 od 1984 roku. W każdym odcinku dziennikarka prezentuje kilka reportaży opisujących konflikty i niezałatwione sprawy między ludźmi. Materiały komentują zaproszeni do studia bohaterowie filmów, eksperci, prawnicy i inni goście, a tematy zgłaszają widzowie. W przeszłości do Rady Etyki Mediów wpływały skargi na program.

Pozew zbiorowy

Ciągle napływają arcyciekawe informacje oraz bardzo konkretne zarzuty jak również krzywdy wyrządzone przez Elżbietę Jaworowicz i przez jej program a co się za tym wiąże także przez TVP. Publiczną telewizję, za nasze pieniądze, która zamiast szerzyć kulturę, tradycję, dobre wychowanie, czyli to co przez 40 lat niszczyła PRL-owska komuna, epatuje i zmusza widzów do oglądania patologii społecznych i marginesu, chamstwa i prostactwa. Nie taki edukacyjny powinien być cel publicznej telewizji. Będziemy starać się złożyć pozew zbiorowy, aby skończyć z tą patologią. Prosimy o dalsze informacje i przykłady.

Leszek Bubel
LB1957@o2.pl
506 219 698

Szokujące nagranie trafiło do sieci. Dziennikarz twierdzi, że Elżbieta Jaworowicz go… kopnęła

Dziennikarz Leszek Bubel opublikował w sieci zaskakujący film, na którym widać jego starcie z Elżbietą Jaworowicz (71 l.). „Jest pan zerem” – krzyczała gwiazda TVP.
Mężczyzna w materiale atakuje gospodynię programu „Sprawa dla Reportera”, zarzucając jej kłamstwa, manipulacje oraz… sztuczne nogi. Podkreśla, że uczestniczył w ponad dwudziestu jej programach i widział, jak naprawdę wyglądają kulisy popularnego show TVP.
Na filmie, który dostępny jest na kanale YouTube, najbardziej bulwersujący jest moment, kiedy Bubel spotyka się z Elżbietą Jaworowicz na korytarzu mokotowskiego sądu. Dochodzi tam nie tylko do słownej przepychanki, ale i agresji.
„Zostałem przez nią zwyzywany, sponiewierany i kopnięty. Czy tak powinna postępować osoba, która ma Wiktora popularności?” – pyta Leszek Bubel.
W materiale widzimy nagranie z dwóch kamer – przemysłowej, czyli monitoringu sądowego, oraz prywatnej, należącej do Bubla, który spotkanie z Jaworowicz na korytarzu sądowym filmował.
„Proszę, żeby policja wyprowadziła to zero” – denerwowała się Jaworowicz. „Proszę wyjść stąd, pan jest po prostu zerem” – krzyczała.
Policja jednak odmówiła wyprowadzenia Bubla, tłumacząc, że „ten pan nic takiego nie zrobił, żeby go wyprowadzać”.
Gdy Bubel poskarżył się funkcjonariuszce policji, że dziennikarka go kopnęła, adwokat Jaworowicz zaprzeczył, jakoby doszło do jakiejkolwiek agresji. Film z monitoringu rozwiewa wszelkie wątpliwości.
„Świetny wstęp do posiedzenia pojednawczego” – komentował obrońca Jaworowicz.
„Trzeba było przeczytać dokładnie pozew, co pani wyemitowała i to wbrew decyzji sądu. Nawet sąd napisał, że lincz pani zrobiła” – mówił Bubel, twierdząc, że może filmować Jaworowicz w sądzie, gdyż jest ona osobą publiczną. „Poza tym filmuję to, co ona mówi pod moim adresem”.
Z materiału możemy dowiedzieć się także, że Leszek Bubel złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko Elżbiecie Jaworowicz za kopnięcie i obelgi.
Ani dziennikarka, ani stacja TVP na razie nie wydała oświadczenia w tej sprawie.

Źródło: pomponik.pl, 13 listopada 2017

 

Jaworowicz kopnęła dziennikarza w sądzie?! Jest nagranie

Elżbieta Jaworowicz od ponad 30 lat prowadzi program „Sprawa dla reportera”, który za założenia ma pomagać osobom, które zostały pokrzywdzone przez różne instytucje. Jednak Leszek Bubel, prezes zarządu „Fundacji Paragraf” twierdzi, że dziennikarka robi więcej złego niż dobrego. Ostatnio między nimi doszło do ostrej konfrontacji w sądzie. Leszek Bubel twierdzi, że Elżbieta Jaworowicz kopnęła go!

– Program („Sprawa dla reportera” – przyp.red.) jest pełen fałszu, przeinaczania faktów, robienia z bohaterów przestępców, fałszerzy. Nawet eksperci, którzy biorą tam udział, nie do końca wiedzą, z kim mają do czynienia, bo mają tylko fragmenty akt. Zdjęcia też są tendencyjne. Z góry ustala się tezę – tak przynajmniej twierdzi Leszek Bubel, prezes zarządu „Fundacji Paragraf” na nagraniu, które umieścił w serwisie Youtube. Mężczyzna zdradził, że kilkukrotnie gościł w studiu podczas nagrań programu i widział, jak fałszowane i wycinane są niektóre fakty.

W dalszej części materiału Leszek Bubel umieścił również nagrania z monitoringu sądowego. 26 lipca dziennikarz spotkał się z Elżbietą Jaworowicz w mokotowskim sądzie. Leszek Bubel postanowił nagrywać prowadzącą „Sprawę dla reportera”, co wyprowadziło ją z równowagi. W pewnym momencie Elżbieta Jaworowicz kopnęła dziennikarza. – Ciekawe, czy dostanie Wiktora za kopanie swoich adwersarzy? – pyta Leszek Bubel.

Dziennikarz opublikował także nagranie tego zdarzenia ze swojej kamery, na którym słychać ich awanturę. Elżbieta Jaworowicz przyznaje się na nim do tego, że kopnęła Leszka Bubla. – Bezczelny typ. To zero! Proszę, żeby policja wyprowadziła to zero – wykrzykuje zirytowana Elżbieta Jaworowicz.

Jak czytamy na końcu filmu, Leszek Bubel wniósł prywatne oskarżenie przeciwko Elżbiecie Jaworowicz. Sprawa dotyczy kopnięcia oraz obelg, które usłyszał dziennikarz pod swoim adresem. Czyżby znowu mieli się spotkać w sądzie?

Źródło: Fakt.pl, 13 listopada 2017, 19:37

„ona nas po prostu sprzedała, jak śmieci i poniżyła publicznie”

Witam, oboje z mężem poruszamy się na wózkach… naszą trudną sytuację zgłosiła do pr.Jaworowicz nasza znajoma, aby nam pomogli wyremontować łazienkę, gdyż mój mąż nie ma żadnego dochodu i jest nam ciężko. Wyciągnęła z nas wszystkie „brudy” obnażyła moje kalectwo publicznie i zeszła na temat polityki naszej powiatowej (psl) z którą mamy konflikt. W końcu tak zrobiła program, że po emisji nikt nie wiedział o co chodzi? a przecież byliśmy w studio i wiemy, jak pochlebnie wypowiadali się eksperci i gdyby tak to było wyemitowane, to pomoc byśmy otrzymali. Wiemy, że macki pslu tam sięgnęły i ona nas po prostu sprzedała, jak śmieci i poniżyła publicznie.
Opisałam to w skrócie, bo nie mam siły w rękach ale mam dużo do opowiedzenia. Czekam na petycję, jestem za zniesieniem programu z anteny i ukaranie tej oszustki. W domu podczas nagrania, wymuszała aby mąż mnie przewoził na swoich nogach np do łazienki, czy mnie mył… sama przyniosła wodę w misce i podciągała pidżamę pokazując jak ma to robić i obnażając moje kalectwo. Opatów słynie z Krówki Opatowskiej więc jej podarowaliśmy, a ona zażyczyła sobie na nagranie przywieźć więcej i zawieźliśmy… Nie była przygotowana do naszego programu, przekręcała słowa, zdania z pism, które miała… porażka. M.Buczek
Jaworowicz Elżbieta

OSKARŻENI! Elżbieta Jaworowicz i Krzysztof Bielecki

Elżbieta Jaworowicz i akta IPN

Elżbieta Jaworowicz, z domu Latawiec (ur. 31 marca 1946 w Nisku) – polska dziennikarka, autorka programu interwencyjnego Sprawa dla reportera emitowanego przez TVP.
Wychowywała się w Stalowej Woli. Absolwentka Wydziału Filologicznego (filologia hebrajska). W 2007: została Laureatką Anty-Nagrody 2007 dziennikarzy małopolskich za brak rzetelności dziennikarskiej przy realizacji materiału dotyczącego hotelu przy ul. Szerokiej w Krakowie. W 2008 krakowscy dziennikarze przyznali jej reporterską Antynagrodę Dziennikarzy, za rażąco nieobiektywny program o kamienicy przy ul. Szerokiej 12 w Krakowie.
[/one_half]

Rada Etyki Mediów dwie skargi na Jaworowicz uznała za zasadne. W obu przypadkach sposób realizacji programu uznała za nieobiektywny, niezgodny z podstawowymi standardami dziennikarskimi i etyką zawodową. W 2010 zarejestrowano Stowarzyszenie Stop Nierzetelni. Zrzesza ono osoby, które czują się poszkodowane przez program Elżbiety Jaworowicz Sprawa dla reportera

Źródło: Wikipedia

Akta IPN

PROFESOR KRZYSZTOF BIELECKI ŚMIERDZI KOMUNĄ!

Profesor Bielecki Krzysztof – wybitna postać zbrodniczej komuny. Znanej już tylko starym Polakom z poddania sowieckiej okupacji Polski i zgody na oderwanie połowy terytorium. Zawodowych morderców i ze zdegenerowanych etycznie i moralnie głównie PZPR-owskich degeneratów. Część z nich – zwykłych szeregowych członków partii, nieboszczki chcących mieć spokój i trochę lepsze życie od niepartyjnej części można nawet usprawiedliwić. Ich jedynym sensem życia było bowiem nażreć się, wyspać, podymać i wysrać się, zaliczając regulaminowe obecności na propagandowych akademiach, wyborach czy marszach z okazji komunistycznych świąt. Byli wśród nich także ideowcy. Prawdziwi kretyni i debile wierzący w Lenina, Stalina czy Bieruta. Razem wzięte w ideologię i jej strukturalną egzemplifikację, czyli PZPR i jej przybudówki jak np. ORMO, złożone ze starych, zwiędłych na ciele i umyśle komunistycznych chujów i kurwy płci lub bez niej. Dwulicowe tajne lub jawne. Razem w szczycie lat 70-tych było tego gówna z młodzieżówkami ok. 5 milionów, więc nie ma co się dziwić, że i obecnie to szambo jest dość powszechne .Zwące się lewactwem.

Następna – jak to się obecnie nazywa – wyższa kasta to kierowniczki i kierownicy, brygadziści, sekretarze POP (Podstawowych Organizacji Partyjnych), itd. Oni mieli już szersze i głębsze koryto. Nie tylko mogli się do syta nażreć, wyspać, podymać i wysrać się, ale i często nachlać i wyrzygać się. Beneficjenci przywilejów od zakładowych wczasów dla rodziny, kolonii i obozów dla dzieci, po przydział mieszkań czy talonów na samochód lub inne dobra niedostępne dla szarego obywatela PRL-u oszczędzającego nawet na kiszce kaszanej, pasztetowej czy salcesonie.
Egzekutywa, czyli pierwsi sekretarze dużych zakładów pracy, powiatowych i wojewódzkich struktur PZPR. No i w tym szambie wyjątkowo wpływowe i cenione szumowiny, czyli I sekretarze PZPR na wyższych uczelniach, czy instytucjach naukowych. Był to bowiem trzeci główny człon tego PZPR-owskiego zbrodniczego elementu, składającego się jak to głoszono z robotników, chłopów i nie dorżniętej inteligencji pracującej.

Obecny profesorek, a ówczesny docencik Bielecki vel Wallach, wkrótce habilitowany, także za komuny właśnie do tego się zaliczał. Inteligencji w PZPR było mało, bo mało kto nawet za przywileje chciał się świnić, więc ci wykształceni i światowi, którzy dla karier dawali dupy, byli bardzo wpływowi. To oni będąc I sekretarzami w zakładach pracy, czy jak w przypadku towarzysza docenta Bieleckiego Krzysztofa, jako I Sekretarza Akademii Medycznej w Warszawie, decydowali o obsadzie stanowisk od kierowniczych do dyrektorskich. Oczywiście musowo, zgodnie z linią ideologiczną zbrodniczej PZPR, którą tworzyli. To właśnie tacy komunistyczni degeneraci etyczno-moralni partii, która decydowała o wszystkim będąc przez nią – jak to się wówczas mówiło – postawieni na straży przestrzegania zasad marksizmu-leninizmu oraz wytycznych kolejnych zjazdów, podejmowali najważniejsze decyzje personalne.

Mało tego – będąc członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR miał dostęp do władz najwyższych w tym w typowaniu do nominacji na kolejne naukowe stopnie – w tym swoje własne. System był tak scentralizowany, że bez wsparcia partii nikt nie mógł awansować w żadnej dziedzinie życia. Partyjne dyrektywy zakazywały także werbowania z jej szeregów Tajnych Współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Nawet szeregowych członków, a co dopiero takich jak Towarzysz docent Krzysztof Bielecki vel Wallach, będący w kaście bezpośredniego zaplecza wąskiego grona Komitetu Centralnego (KC, ok. 200 towarzyszy) i jego Biura Politycznego (ok. kilknastu towarzyszy) PZPR. Tak na sowiecki wzór. Można rzec, że kasta, w której utknął tow. Bielecki była najważniejszą ze wszystkich, będącą podporą i mającą oko nad wszystkimi zakładami pracy.

Pamiętam, jak w połowie lat 80-tych, gdy po internowaniu w stanie wojennym nachodziły mnie nieustannie kontrole z ZUS-u, Inspekcji Pracy czy Urzędu Skarbowego, aby zniszczyć największą w Polsce pracownię złotniczą, którą słusznie podejrzewano, iż ze swoich ogromnych zysków finansowała min.in. podziemne drukarnie, to wkurwiony na maksa wpadałem do ich gabinetów krzycząc, że nasyłając kolejne w tym roku kontrole z mozolnym przeglądaniem dokumentów oraz pojedynczym rozpatrywaniem każdego z ponad 100 pracowników, blokują działalność pracowni, co uważam za bezprawne szykany i doczekają czasów, kiedy i ja dobiorę się im do dupy.
Tłumaczyli się, że mają bezpośrednie polecenia z KW PZPR z pionu nadzorującego rzemiosło. Przykłady można mnożyć, tak bowiem działał system i ludzie, którzy mu służyli. I jak trzeba było, to wsadzali do więzienia lub skrycie mordowali. I sekretarz Krzysztof Bielecki, członek KW PZPR, solidnie zapracował sobie na pogardę niektórych ludzi. Gdyby nie okrągłostołowa zdrada, to parę miesięcy później mógł zawisnąć zgodnie ze znanym wówczas sloganem „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Niestety, ale całe to komunistyczne szambo przy braku dekomunizacji i lustracji wlało się do życia publicznego III RP i to często jako… autorytety! Mam prawo tym wszystkim być szczerze wkurwiony, że mając sądownie udokumentowaną walkę o niepodległy byt państwa polskiego, status pokrzywdzonego nadany przez IPN, będąc internowany w stanie wojennym, posłem I kadencji Sejmu RP czy dwukrotnym kandydatem na urząd prezydenta, zostałem zmuszony oszczerstwami czy pomówieniami Bieleckiego do walki z nim na drodze sądowej o swoje dobre imię. Dlatego też ujawniam jego prawdziwe oblicze i to na podstawie wypełnionych wyłącznie przez niego druków paszportowych, które jako dziennikarz legalnie otrzymałem z IPN z prawem publikacji. Tenże stetryczały komuch w 2015 roku startował na senatora z listy PiS. Zapewne ukrył swoją komunistyczną przeszłość! Swoim koszernym nosem obwąchuje Radio Maryja i Telewizję Republika, w nadziei wsparcia w najbliższych wyborach. Dopilnuję, aby mógł co najwyżej startować na klozetowego na dworcu południowym.w Warszawie. Ciekawostką jest, że trzykrotnie żonaty z… pielęgniarkami, ale nie mając potwierdzenia w seksualnych preferencjach – zostawię to na później. Sam słyszałem, że ma opinię obrabiacza dupy ludziom, z którymi się przyjaźni. Ot taki komunistyczno-talmudyczny relatywizm moralny. W sam raz do programu Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”.

Leszek Bubel

PS.
Dodatkowym, odkrytym w IPN smaczkiem jest żydowskie pochodzenie Bieleckiego. Jego matka nosiła nazwisko WALLACH. Lekko spolszczone to Wałach, jak były ludowy komisarz Spraw Zagranicznych ZSRR Borys Litwinow vel Wałłach oraz Stanisław Wałach – stalinowski zbrodniarz. Były szef Sztabu Generalnego Tadeusz Wilecki zmienił w połowie lat 60-tych nazwisko z Wałacha na Wilecki, co także jest udokumentowane w IPN. Z Elżbietą Jaworowicz, która nie przez przypadek skończyła hebraistykę, łącza więc prof. Bieleckiego więzi krwi. Ale o tym już osobno, bo to również arcyciekawe.

Profesor Bielecki – Wałach

1 2